Kalendarium

czwartek, 26 października 2017

Wehikuł czasu - Muzeum Narodowe zaprasza w gościnne progi biedermeierowskiego domostwa

kulturalna.warszawa.pl
Przekraczając gościnne progi Muzeum Narodowego w Warszawie nie sposób nie zauważyć białego króliczka. Zwierzak całkiem nie zdając sobie sprawy, jakie ciepłe uczucia wywołuje wśród zwiedzając, smacznie skupie trawę. Idealistyczny widoczek zaprasza do odwiedzenia najnowszej wystawy, która rozgościła się w stolicy.

Pierwsza taka wystawa we współczesnej Polsce

Kuratorki Anna Kozak oraz Agnieszka Rosales Rodriguez zaprezentowały po raz na tak szeroką skalę we współczesnej Polsce sztukę biedermeier. W muzealnych salach na zwiedzających czeka ponad 400 eksponatów - obrazy, meble, szkło, biżuteria czy tkaniny - prezentujących niemiecką, jak i narodową odmianę kierunku, ze szczególnym uwzględnieniem sztuki biedermeieru na ziemiach polskich.

Pierwsza część wystawy dotyka tematyki stabilizacji w Europie po zakończeniu wojen napoleońskich oraz pokazuje szczególne miejsce rodziny, która została ukoronowana w epoce Biedermeier. Na zwiedzających spoglądają zamożni mieszczanie uwiecznieni w ckliwych scenach rodzinnych.

TVP Info
Stawiając kolejne kroki wchodzimy w świat dziecka - jego rozrywki i edukacji. Rola dziecka została po raz pierwszy wyszczególniona w sztuce - to nie jest już mały dorosły, ale dziecko potrzebujące zabawy, chętnie odkrywające poprzez zabawę świat. Na szczególną uwagę zasługują małe, dziecięce mebelki oraz lalka powstała ok. 1840 roku w fabryce Andreasa Volta.

Ojczyzna, region, mała ojczyzna - pod takim hasłem stoi trzecia część wystawy. Zaprezentowane zostały zagadnienie turystyki uzdrowiskowej i patriotycznej oraz związane z tymi podróżami bibeloty - pamiątki, litografie, albumy.

Na koniec wystawy zapraszani jesteśmy w gościnne progi biedermeierowskiego domu - miejsca słynącego z częstych spotkań rodzinnych czy towarzyskich. Zaaranżowano trzy biedermeierowskie wnętrza. Przechodząc dalej naszym oczom ukaże się wzornictwo z pierwszej połowy XIX wieku. Zbiory te wydają się niezwykle współczesne, dzięki swojej prostocie. Zarazem niosą również nutę uniwersalności.

Sztuka mieszczan dla mieszczan

Biedermeier  narodził się w krajach niemieckojęzycznych po kongresie wiedeńskim. Z roku na rok nurt ten zaczął znacząco wpływać na całą Europę.

Nazwę stylu wymyślił Ludwig Liederlust. W wierszowanych krótkich opowiadaniach wydawanych na łamach jednego z monachijski czasopism opisany był pan Biedermeier - mieszczuch, niemiecki filister zamykający się w życiu domowym.

Krótka krytyka

Pamiętać należy, że biedermeier to styl w sztuce, literaturze, muzyce i architekturze wnętrz. I tutaj tkwi szkopuł - wydaje się, że kuratorki po macoszemu potraktowały literaturę i muzykę, nie przywiązując do nich szczególnej uwagi. Zapomniano o niezwykle bogatej literaturze niemieckojęzycznej, podobnie potraktowano muzykę - zapominając o Schubercie czy Schumanie - ulubionych twórcach epoki. Muzyka, szczególnie ta fortepianowa, była ulubionym elementem spotkań towarzyskich, które kwitły w tym okresie. Postawienie jednego fortepianu oraz jednego fortepianu podróżnego nie załatwia, niestety, sprawy. Jakże miło zwiedzałoby się wystawę przy towarzystwie cichej fortepianowej muzyce - a że Muzeum Narodowe na możliwość aranżacji cichego muzycznego akompaniamentu, mogliśmy przekonać się przy niejednej wystawie czasowej.

Polskie Radio
Uczestnicząc w wykładzie wprowadzającym do wystawy usłyszeć można było wielokrotnie, jak duże znaczenie w tym okresie odkrywało wzornictwo oraz architektura wnętrz. Na wystawie, niestety, nie wykorzystano potencjału Biedermeier. Postawiono meble nie dbając o szczegóły. Zapomniano o wzornictwie w tapetach - przy współczesnej technice, nie trzeba było przecież kłaść oryginalnej tapety, wystarczyła tylko wiarygodna jej namiastka. Dywany, które znajdowały się przy stołach czy kanapach, też nie miały okazji zagościć w Muzeum Narodowym. Odebrano intymność oraz zaciszność wnętrzom. Nie są one przytulne, nie ozdobiono ich rysunkami, kwiatami czy zwykłymi bibelotami.

Na piedestale stawiano również życie rodzinne, ale zupełnie zapomniano o tym, że w okresie Biedermeier narodziła się tradycja obchodzenia Bożego Narodzenia w taki sposób, jaki znamy obecnie - przy rodzinnym stole, choince, z kolędami i podarunkami.

Zabrakło mi również zdumiewających domków dla lalek, które w tym okresie były tak bardzo popularne w mieszczańskich domach. W niemieckich muzeach zawsze zachwycają one zwiedzających i sprawiają, że nie jeden dorosły, chciałby być przez chwilę dzieckiem i móc się pobawić.

Zwiedzając wystawę, która szumnie jest ogłoszona pierwszą taką wystawą we współczesnej Polsce, zabrakło mi duch biedermeieru. Czułam, że obracam się wokół bogatej kolekcji, ale pozwolono mi się przenieść w czasie.

piątek, 4 sierpnia 2017

Ostatni dzwonek! Wystawa Relacja Warszawa-Zakopane

Przekraczając próg Królikarni przenosimy się do magicznego Zakopanego. Wita nas Panorama Tatr, fragment olbrzymiej kompozycji oraz ogromny niedźwiedź, spoglądający groźnym okiem na zwiedzających. Muzeum Narodowe w Warszawie oraz Muzeum Tatrzańskie im. Dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem zapraszają na wystawę Relacja Warszawa-Zakopane. Podążamy śladami twórców, którzy ukochali sobie Zakopane oraz Tatry i z umiłowaniem krążyli między stolicą państwa a zimową stolicą Polski. Wystawa opowiada o silnej, kulturotwórczej więzi pomiędzy tymi dwoma miastami.


Kakofonia sztuki

Wchodząc do pierwszej sali rozprzestrzenia się przed zwiedzającymi Panorama Tatr. W specjalnie wybudowanej rotundzie na warszawskich Dynasach od 1896 roku podziwiać można było olbrzymią kompozycję odzwierciedlającą polskie Tatry. Przedłużeniem obrazu była iluzjonistyczna scenografia. Do wybudowania sztucznej góry sprowadzono koleją do Warszawy kilka ton tatrzańskiego granitu. Do dzisiejszych czasów zostały jedynie fragmenty owej Panoramy. Tuż obok obrazu znajdziemy zielnik mchów tatrzańskich Tytusa Chałubińskiego, z którego inicjatywy Zakopane w II połowie XIX wieku uzyskało status stacji klimatycznej, czyli uzdrowiska.

Obok Panoramy Tatr oraz zielnika mchów tatrzańskich kuratorzy przygotowali dla zwiedzających kolekcję rysunków Witkacego, rzeźby szkoły zakopiańskiej, tkaniny i zabawki tworzone przez uczniów Antoniego Kenara, modernistyczne projekty schroniska w Morskim Oku, kolaże Jana Dziaczkowskiego oraz nowe prace Zbigniewa Rogalskiego i Igora Omuleckiego. Wystawa pokazuje kakofonię stylów artystycznych oraz splecione towarzyskie biografie zakopiańskich twórców.


Zakopiańska choroba

Pomimo statusu uzdrowiska z Zakopanego twórczy wracali chorzy. Chorzy na choroby ducha oraz rozgorączkowani twórczo – wspominał Rafał Malczewski. W tym spojrzeniu na zimową stolicę wtórował młodemu Malczewskiemu Witkacy, który do listy spożywanych psychoaktywnych substancji dopisał zakopianinę – metaforę prawdziwej atmosfery miasta, która niejednego przyciągała, ale także i pogrążyła.

Warszawskiej wystawie towarzyszy proces twórczy ośmiu stołecznych artystów i artystek, którzy wybrani w ramach otwartego konkursu, wyjechało na plener w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Efekty zakopiańskiego rozgorączkowania twórczego będzie można podziwiać w parku Morskie Oko, nieopodal Muzeum Rzeźby Królikarnia.

Zauroczenie zakopiańskie

Zakopane oraz same Tatry były nie tylko niewyczerpalnym źródłem inspiracji dla twórców, ale również strefą wolności i nadziei dla Polaków w podzielonym zaborami kraju. Tatry uznane za powszechne dobro narodowe inspirowały do fantazjowania i snucia utopijnych projektów ich przebudowy. Po śmierci Józefa Piłsudskiego zrodził się pomysł, by uznać Giewont za pomnik wodza wystawiony mu przez naturę. Popularność przeżywały Tatry również w okresie socrealizmu, kiedy to przywrócił im sławę Jan Dziaczkowskiemu, który w swoich kolażach wklejał w górski pejzaż socrealistyczne osiedla mieszkaniowe Warszawy.


Ten weekend to ostatnia szansa na zobaczenie wystawy w Warszawie, później muzea zapraszają do Zakopanego, gdzie wystawa będzie otwarta dla zwiedzających od 19 maja do 2 września 2018.


   


niedziela, 27 listopada 2016

W poszukiwaniu szczęścia

Wyruszali do Paryża w poszukiwaniu miejsca, gdzie będą mogli wieść nowe życie, gdzie będą mogli swobodnie wyrażać siebie. Paryż był nie tylko mekką sztuki, ale również miejscem, gdzie rodziły się wielkie indywidualności.

Ecole de Paris tworzyli przybywający do francuskiej stolicy obcokrajowcy. Najczęściej pochodzenia żydowskiego. Doskonale odnaleźli się w dzielnicy Montparnasse, pełnej kawiarni, owianej duchem artystycznym. Życie kwitło w La Ruche. Powystawowy budynek zaadaptowano na szereg pracowni oraz kwater. Niski czynsz przyciągał niezbyt zamożnych przybyszów. Mieszkał i tworzył tam między innymi Marc Chagall. Wieczory spędzano w La Rotunde. 

Książę Montparnasse'u

Jules Pascine, Siedząca kobieta,
www.allpaintings.org
Za początek powstania owej grupy artystycznej uznaje się przybycie bułgarskiego malarza Jules Pascina do Paryża. Ów artysta osiedlił się w francuskiej stolicy w 1905 roku. Pascin znany był jako książę Montparnasse'u. Lubował się w aktach, młodych kobiet. Nie gardził prostytutkami. Jego obrazy charakteryzowały się lekko jasną kolorystyką i melancholijnym nastrojem.

Po raz pierwszy określenia Ecole de Paris użył krytyk sztuki, pisarz i malarz Andre Warnod. Określeniem tym opisał grupę obcokrajowców, najczęściej z Europy Środkowej przybywających i osiadających w Paryżu w latach 1905-1939. Owi artyści choć często wykazywali się dużym talentem, nie mogli studiować na prestiżowej Ecole des Beaux-Arts (Szkole Sztuk Pięknych) ze względu na swoje pochodzenie. Związki z tym zdecydowali się na pójście własną drogą i stworzenie swoistej artystycznej cyganerii.

Cream della cream

Twórcy szkoły paryskiej reprezentowali różnorodną gammę stylów malarskich. Poczynając od kubizmu, ekspresjonizmu, kończąc na fowizmie. Otwarci byli na nowe prądy w sztuce. Chętnie czerpali inspiracje z dziedzictwa francuskiego. Grupę tworzyło wielu uzdolnionych artystów, a pośród morza nazwisk warto wspomnieć o Marcu Chagallu, Mojżeszu Kislingu, Tadeuszu Makowskim, Amadeo Modiglianim, Meli Muter czy Eugeniuszu Elbisch.

Mela Muter, Autoportert w  świetle księżyca,
www.sztukawkawalkach.pl
Artyści byli mocno ze sobą związani. Wytworzyła się między innymi swoista zażyłość, o czym świadczy znaczna ilość porterów z tego kręgu. Portretowano się wzajemnie. Prym w tej dziedzinie wiódł Modigliani, który malował wiele wizerunków w zamian za alkohol lub drobne pieniądze.

Villa La Fleur 

W Polsce dzieła artystów Ecole de Paris podziwiać możemy w podwarszawskim Konstancinie. Pochodząca z pierwszych lat XX wieku Villa La Fleur skrywa w sobie prywatne muzeum. W 2010 roku właściciel kolekcji Marek Roefler zdecydował się pokazać swoje zbiory szerszej publiczności. Znajdziemy tutaj malarstwo, rzeźbę oraz grafikę polskich i żydowskich artystów działających we Francji w I połowie XX wieku.

Kolekcja Muzeum Narodowego w Warszawie zawierająca dzieła twórców Ecole de Paris: http://cyfrowe.mnw.art.pl/dmuseion/showcasedescription?dirids=183

Villa La Fleur: http://www.villalafleur.com/

niedziela, 20 listopada 2016

Angelika Kauffmann - jedna z najwspanialszych portrecistek XVIII wieku

Angelika Kauffmann jest symbolem kobiecej emancypacji XVIII wieku. Swoją postawa pokazała, że dzięki determinacji i jasnemu określeniu swoich celów, można osiągnąć wielki sukces będąc kobietą. 

Angelika Kauffmann, Selbstbildnis am Scheideweg
zwischen Malerei und Musik, 
http://www.the-athenaeum.org/
Małą Angelikę Kauffmann spotkać można wśród sztalug malująca portrety lub śpiewającą z lubością przeróżne pieśni. Wszyscy zachwycali się jej pięknym sopranem i wróżyli wielki międzynarodowy sukces. Kauffmann sumiennie rozwijała obydwa swoje talenty, pobierała lekcje u różnych nauczycieli, przede wszystkim włoskich. Jak na dziewczynkę Angelika otrzymała dosyć niezwykłe wykształcenie.

Wybór jednak padł na malarstwo. Po wczesnej i niespodziewanej śmierci swojej matki Angelika zdecydowała się zostać malarką. Swoją decyzję upamiętniła później na obrazie Selbstbildnis am Scheideweg zwischen Malerei und Musik (w wolnym tłumaczeniu Autoportret pomiędzy malarstwem a muzyką na rozstaju dróg ). Dzieło przedstawia żegnającą się z muzyką Angelikę, podążającą drogą wskazaną przez malarstwo.

Pierwsze kroki w malarstwie

W trudnej drodze na szczyt pomagał początkowo Angelice ojciec, Joseph Johann Kauffmannn, portrecista i malarz fresków. W 1757 roku wyruszyli do Vorarlberg (Austria), gdzie wspólnymi siłami próbowali odrestaurować kościół. Piętnastoletnia malarka nadawała nowego blasku freskowi Giovanniego Piazelta.

Ukończywszy prace nad kościołem Angelika zdecydowała się na wyjazd do Włoch. Spędziła tam osiem lat. Studiowała dzieła dawnych mistrzów. Utrzymywała się z malowania dla turystów kopii znanych dzieł. Najczęstszymi klientami byli Anglicy, który odbywali w tamtym czasie obowiązkową Grand Tour. W ten sposób nawiązała wiele cennych kontaktów, które zaowocowały w przyszłości.

Angelika Kauffmann, Dziecko i anioł
http://www.the-athenaeum.org/
Moda na Kauffmann

Talent, ambicja i liczne kontakty pozwoliły na wypracowanie silnej pozycji w współczesnym sobie świecie. Zarówno w Londynie, jak i później w Rzymie prowadziła salon kulturalny, w którym zbierała się śmietanka towarzyska. Wśród gości był między innymi J. W. von Goethe czy J. G. Herder.

Angelika Kauffmann popularna była nie tylko wśród ludzi wysoko postawionych, ale również w środowisku mniej zamożnych. Dzieła przypadły do gustu wielu aspirującym i młodym artystom. To oni chętnie zajmowali się reprodukcją jej dzieł malarski. Oni też stworzyli swoistą modę na Kauffmann.

Dążenie do spełnienia marzeń

Jednak sława i poważanie jej nie wystarczały, chciała czegoś więcej. Uparcie dążyła, aby móc uprawiać malarstwo historyczne, które w tamtym czasie było zajęciem typowo męskim. Przeszkodą okazała się być nagość. W klasycyzmie wielką popularność zyskał antyk, a obrazy historyczne bardzo często uwieczniały sceny mitologiczne. Przedstawiani mężczyźni byli najczęściej nadzy. Angelika nie mogła przyznać się publicznie, że zna męską anatomię.

Angelika Kauffmann, Bachus i Adrianna, http://www.the-athenaeum.org/
Kauffmann jednak znalazła wyjście z tej sytuacji. Wybierała wyłącznie sceny, w których występowały kobiety. Skupiała się na kameralnych scenach z dzieł Homera czy Wergiliusza.

XVIII-wieczna emancypantka

Angelika Kauffmann pokazała ogromną determinację, z którą dążyła do realizacji swoich celów. Wiek XVIII był silnie zdominowany przez mężczyzn, nie było miejsca w świecie kulturalnym dla kobiet. Jednak nie dla Kauffmann. Nie tylko spełniła swoje marzenia, ale również stała się dobrze wynagradzaną malarką oraz członkiem akademii w Londynie, Rzymie, Florencji, Bolonii czy Wenecji. Swoim talentem i pracą zagwarantowała sobie społeczną akceptację.

Malarstwo Angeliki Kauffmann pozostało pod wpływem sztuki angielskiej, przez co jest ciekawym przykładem połączenia kontynentalnego klasycyzmu i wyspiarskiej malowniczości. Jej malarstwo jest sentymentalne i delikatne, wyzbyła się surowego ideału klasycystycznego. Sama Kauffmann miała również duży wpływ na malarstwo angielskie. Zapisała się w kartach malarstwa tego kraju.

Portrety Polaków 

Kauffmann uwieczniła również wielu współczesnych sobie Polaków, między innymi Helenę ze Stadnickich Męcińską, Annę z Cetnerów Potocką. Jeden z jej portretów można podziwiać w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Portert księżnej Guiliany Pubblicola Santacrose  to jeden z z najlepszych obrazów Kauffmann w polskiej kolekcji. Przedstawiona kobieta to barwna postać. Rozgłos zyskała dzięki długoletniemu związkowi z kardynałem Joachimem de Bernisem, francuskim ambasadorem w Rzymie.

Więcej dzieł Kauffmann zobaczyć można pod owym linkiem: http://www.the-athenaeum.org/art/list.php?m=a&s=tu&aid=4702

Strona muzeum poświęconego Angeliki Kauffmann: http://angelika-kauffmann.com/

źródła tekstu:
- http://www.angelika-kauffmann.de/vita/biographie/
- http://www.lazienki-krolewskie.pl/pl/katalog/obiekty/lkr-855

piątek, 11 listopada 2016

Ziemia Chełmońskiego

Józef Chełmoński zasmakowawszy życia w zgiełku wielkich europejskich miast, zdecydował się wrócić do korzeni. Pożegnał się z wielkomiejskim życiem i zakupił modrzewiowy dworek w dalszych okolicach Warszawy, w Kuklówce. 

Józef Chełmoński, W ogródku,
www.pinatoteka.zascianek.pl
Chełmoński urodził się w rodzinie zubożałej szlachty. Jego ojciec posiadał niewielki majątek w jednej ze wsi w okolicach Łowicza. Rodzice zaszczepili w malarzu zamiłowanie do wiejskiego, prostego życia. To w domu rodzinnym narodziła się fascynacja Chełmońskiego wiejskim krajobrazem. Umiłował sobie rozległe przestrzenne łąki, piaszczyste drogi, rozlewiska, stawy, mgły, dzikie ptaki i mieszkańców wsi. To on sprawił, że monotonne i płaskie krajobrazy Mazowsza zyskały nowy blask. Rozkochał w nich odbiorców.

Powrót do korzeni

Dojrzały malarz po rozstaniu ze swoją żoną postanowił zakupić modrzewiowy dworek pochodzący z połowy XIX wieku. Nowy dom znajdował się na wzgórzu. Tuż obok płynęła rzeka. Otoczony był polami i lasami. Na przeszklonym strychu artysta miał swoją pracownię."[Chełmoński] mało się udzielał, malował i rzadko kiedy nawiązywał stosunki ze swymi sąsiadami. Za to wałęsał się chętnie po lasach, oglądał nad moczarami skrzydlate królestwo ptaków, brnął wśród pobliskiej olszyny, wsłuchiwał się w plusk wody przy młynie w Dobiegale. Nie mówię już o malarskich wyprawach, gdy zabierał farby, rozsiadł się w cieniu drzew i robił notatki do przyszłych krajobrazów. Chłopi, dzieci pasące bydło, przechodnie i bywalcy mazowieckich dróg znali doskonale pana malarza z Kuklówki, jego potężną sylwetkę, ogromny kapelusz, brodatą i zadumaną twarz" - Pia Górska, sąsiadka Chełmońskiego. W Kuklówce spędził dwadzieścia pięć lat swojego życia. To tutaj powstało wiele z znanych jego dzieł, między innymi Kurka wodna, Żurawie czy Burza. 

Chełmoński zamieszkując w Kuklówce odizolował się od ludzi. Nie zabiegał o popularność. Zerwawszy z dotychczasowym stylem życia, przestał dbać o wygląd. Całkowicie poświęcił się pracy twórczej. Oddał się naturze, stał się jej uważnym obserwatorem. Hodował konie. Był właścicielem całej sfory psów. Posiadał też bociana. Jedna z anegdot mówi, że Chełmoński wracając ze spaceru przyniósł ze sobą mrowisko. Bardzo dbał o jego mieszkańców. Religia zaczęła odgrywać ważne miejsce w życiu twórcy. Oddał się całkowicie pasji malarstwa. Jednak nie przywiązywał dużej uwagi do swoich dzieł. Nigdy ich nie katalogował. Rzucał je często byle gdzie.

Chełmoński został pochowany w Ojrzanowie, obok swojego przyjaciela księdza Barnaby Pelki.

Największy zbiór dzieł Chełmońskiego
Józef Chełmoński, Staw w Radziejowicach,
www.palacradziejowice.pl

W swoje progi zaprasza gościnny Pałac w Radziejowicach. W owym majątku mieszkali ówcześni przyjaciele Chełmońskiego, których od czasu do czasu zapraszał. Obecnie, oddając hołd artyście, właściciele zabytku udostępniają zwiedzającym największą wystawę dzieł malarza. Jest to zarazem największa stała monograficzna wystawa malarska w Polsce. Oprócz dzieł sztuki możemy znaleźć wcześniej niepokazywane publicznie prywatne pamiątki po Chełmońskim oraz jego rodzinne zdjęcia. Na ścianach Pałacu zwiedzający mogą również podziwiać inne obrazy znanych XIX-wiecznych malarzy polskich.

Dzieła Chełmońskiego często są określane mianem naturalizmu. Odzwierciedlają jego szczery stosunek do ludu i wiejskiego życia. Mieszkańcy wsi fascynowali go. Doceniał ich przywiązanie do rodzinnej ziemi, praktykowanie dawnych obyczajów. W późniejszym jego malarstwie dostrzec możemy nutę liryczną. Wizja wsi staje się bardziej nostalgiczna.

źródła:
- http://radziejowice.pl/cms/18880/jozef_chelmonski
- http://www.rdc.pl/artykul/odwiedz-ziemie-chelmonskiego/
- http://chelmonski.info.pl/?page_id=17

sobota, 5 listopada 2016

Życie wśród piękna. Świat chińskiego uczonego

Państwo Środka zagościło w Muzeum Narodowym w Warszawie. Na powierzchni 800 metrów kwadratowych podziwiać można kolekcję dzieł, które przyjechały prosto z Chińskiego Muzeum Narodowego w Pekinie. Gratką jest fakt, że niektóre z tych eksponatów pokazane zostały publiczności po raz pierwszy. Wystawa owiana jest tajemnicą symboli. Kipi egzotyką ornamentów i reprezentuje mistrzowski warsztat.

Lü Ji (1477–?), Bażant i krzew kamelii,
www.mnw.art.pl
Chińskie Muzeum Narodowe w Pekinie zaprasza nas w podróż po świecie chińskiego urzędnika, literati. W dawnych Chinach każdy mężczyzna miał szansę wstąpić w szeregi elity społecznej. Warunkiem, aby nosić miano urzędnika chińskiego była ogromna wiedza i nienaganne wykształcenie. Literati zatem to synonim osoby doskonale wykształconej, odznaczającej się niezwykle wyrafinowanym gustem artystycznym. To artysta i kolekcjoner. Uczony, który miał ogromny wpływ na kształtowanie się życia politycznego, społecznego i kulturalnego. Muzea Narodowe zapraszają nas do zagłębienia się w życie urzędnika chińskiego, poznanie różnych aspektów jego życia.

Życie chińskiego urzędnika

Wystawa została koncepcyjnie podzielona na trzy sfery. Na początku zwiedzający zapoznaje się z historycznymi i filozoficznymi korzeniami lierati. Później przenosimy się do świata jego pasji. Pasje mieli różne. Jednak każdy z nich był swoistym kolekcjonerem sztuki, związku z tym możemy zobaczyć na owej wystawie perełki mające kilkaset lat. - Gdyby nie literati, wiedza o starożytnej kulturze byłaby znacznie uboższa. Stanowili nie tylko zaplecze administracyjne, byli też osobami o wysokiej kulturze osobistej. Znali wartość sztuki i wielu chroniło zabytki, powiedział w rozmowie z Gazetą Wyborczą kurator Chińskiego Muzeum Narodowego w Pekinie, Zhao Yong. Ostatnia część wystawy poświęcona jest malarstwu, szczególnie temu pejzażowemu. Literati ukochali sobie sztukę malowania.

Na wystawie upowszechnione zostało zwiedzającym 164 zabytków. Większość z nich to prestiżowe unikaty. Zaprezentowana sztuka to eksponaty pochodzące od XIII do XIX wieku. Życie wśród piękna. Świat chińskiego uczonego można oglądać do 8 stycznia 2017.

Wystawie towarzyszy szereg wykładów, spotkań, warsztatów. Cały program można obejrzeć TUTAJ.

Pewien niedosyt

To z pewnością cenny zbiór kolekcji sztuki chińskiej. To również namiastka podróży do niezwykle fascynującego kraju, skrywającego w sobie wiele tajemnic. Jednak mam wrażenie, że dla osoby nie będącej znawcą owej sztuki, wystawa ta bez większego przygotowania mogła wydawać się mało zrozumiała. Albo taką, która powodowała, że w głowie rodziło się wiele pytań, na których nie mogło się znaleźć odpowiedzi w wystawowych salach. Poczułam niedosyt. Chciałam wiedzieć, co kryją w sobie zwoje pergaminów. Chciałam również poznać symbolikę zwierząt czy kwiatów uwiecznionych na dziełach, ponieważ mam wrażenie, że większość z nich nie znalazły się na owych eksponatach przypadkowo. Tego nie znalazłam.

www.mnw.art.pl
Niemniej bardzo podobała mi się tradycyjna muzyka towarzysząca w trakcie zwiedzania wystawy. Stanowiła doskonałe dopełnienie wszelkich bodźców, które odbierało się zmysłem wzroku. Doskonałym pomysłem jest również wydanie małych broszurek przygotowanych dla dzieci. Aby rozwiązać zadania zawarte w nich należało uważnie przyjrzeć się wystawie. Na pewno angażowało to małych zwiedzających.

Wszystko zaczęło się w Chinach

Wystawa Życie wśród piękna. Świat chińskiego uczonego jest wynikiem współpracy pomiędzy Chińskim Muzeum Narodowym w Pekinie a Muzeum Narodowym w Warszawie. Wcześniejsza inicjatywa miała miejsce w sercu Państwa Środka. W ubiegłym roku mieszkańcy Chin mogli podziwiać skarby polskiej sztuki na wystawie Skarby z kraju Chopina. Sztuka polska XV-XX wieku. 

żródła:

- http://www.mnw.art.pl/wystawy/zycie-wsrod-piekna-swiat-chinskiego-uczonego-sztuka-z-chinskiego-muzeum-narodowego,177.htm
- http://wyborcza.pl/7,75410,20765953,wystawa-zycie-wsrod-piekna-obejrzyj-chinskie-zabytki-sprzed.html?disableRedirects=true

niedziela, 30 października 2016

Księżniczka polskiej sztuki

Księżniczka polskiej sztuki skradła ostatniego czasu niejedno serce, a to wszystko za sprawą książki Angeliki Kuźniak Stryjeńska. Diabli nadali. Autorka odświeżyła postać niezwykłej malarki, pokazała ją nowej publiczności i sprawiła, że niektórzy na nowo ją pokochali.

cyfroteka.pl
Autorka z wielką uwagą pochyliła się nad kolejną kobietą osobliwą i wieloznaczną. Stryjeńska, jak i wcześniejsze bohaterki książek Kuźniak postawiona została przed wieloma przeciwnościami losu. Dzieła malarki wystawiane były na całym globie, ale musiała okupić ten sukces kosztem życia osobistego. Do końca borykała się z rozpaczliwą samotnością, zdawała się być zapomnianą. Boleśnie została odizolowana od rzeczywistości. Mimo tego nie przestała być damą, nie zatraciła nonszalancji, a przede wszystkim nie zatraciła umiejętności spojrzenia na świat z przymrużeniem oka. I chyba wszyscy czytelnicy Stryjeńskiej. Diabli nadali  pokochali malarkę nie tylko ze względu na jej niewątpliwy talent malarski, ale również z powodu jej krytycznych, złośliwych i niezwykle ironicznych komentarzy.

No to mam dom, psiakref!

Na rynku mamy wiele biografii, ale te wychodzące spod pióra Angeliki Kuźniak są niezwykłe. Autorka staje się przeźroczysta, oddaje głos swoim bohaterkom. Robi to tak autentycznie, że każda z tych książek ma swój niepowtarzalny język. Język zbliżony bohaterce. Inny spotkamy u Stryjeńskiej, a zupełnie inny w Papuszy. Chapeau bas. To niezwykły ukłon w stronę swoich postać oraz czytelników. Niezwykłe poszanowanie każdej ze stron, ale również ogrom pracy. Kuźniak nie komentuje, nie interpretuje. Sumienne bazuje na tekstach źródłowych, często je cytując. Mamy wrażenie, że Stryjeńska odzywa się do nas bezpośrednio.

weekend.gazeta.pl
Książka Angeliki Kuźniak to również barwny obraz dwudziestolecia międzywojennego. Wraz z bohaterką przemierzamy Warszawę i Zakopane, gdzie przebywała śmietanka towarzyska. Poznajemy okupacyjny Kraków, a później gorzkie życie na emigracji. To portret nie tylko Stryjeńskiej, ale również czasów, w których przyszło jej żyć. Żywiołowe życie, jakie prowadziła malarka, pozwala na dostrzeżenie różnych aspektów życia.

Zocha chodzi więc z gębą tak ponurą, że aż psy czmychają 

Pani książka to papierowy rollercoaster - powiedziałam pani Kuźniak podczas naszego spotkania na Targach Książki w Warszawie - Cała opowieść ma niezwykłe tempo. Smutek przemija się z radością. Stryjeńska. Diabli nadali to opowieść o wyobcowaniu artystki. Niezwykle smutna opowieść. Malarka zaznała wielkiej sławy, ale i nędzy. Postać niekonwencjonalna. Postać tragiczna. Postać ironiczna z humorem i dystansem do siebie. Tym, którzy nie sięgnęli jeszcze po tę pozycję książką, gorąco ją polecam.