Apetyt na lato. Mój ten kawałek zieleni.

ROD lepszy niż Rodos

Apetyt na lato. Mój ten kawałek zieleni.
Karolina Synowiec

Wakacje na RODOS, kierunek Mokotów. Nie mylić destynacji z grecką wyspą. Zresztą, każdy, kto wkręcił się w rodzinne ogródki działkowe, umie rozszyfrować ten skrót. Dla jednych to mały krok eko, dla innych wspomnienie z dzieciństwa – bolesne spotkanie z kępą pokrzyw i mirabelki podkradane na działce u sąsiada. Ja do dziś pamiętam ich smak.

Justyna, która potrafi wygospodarować znacznie więcej niż 10 minut spokoju przy trójce dzieciaków, spędza tu często wolne letnie popołudnia. Być może nie należy do prężnej grupy pod wezwaniem „działka moje hobby”, ale chyba nieźle wkręciła się w miejskie sadownictwo. Kawałek własnej lub prawie własnej ziemi, drewniana chatka, domek dla dzieci, trochę kwiatów i warzyw oraz kącik leniucha – oto przepis na miejski relaks, nawet w tygodniu. Nasze ostatnie spotkanie w serii #apetytnalato, jakie realizujemy z marką Herbapol, upłynie dziś na nicnierobieniu po pracowitym dniu. Justyna wpadła tu na chwilę, zerwać pierwsze plony fasolkowe, oderwać się od planów, projektów i deadline’ów.

10 minut bujania w hamaku, kilka stron lektury, bez dzieci na głowie. Te zajęte pałaszowaniem podpłomyków z dżemem malinowym Herbapol BIO i popijaniem herbatki owocowej, zniknęły w swoim prywatnym apartamencie, czyli domku przy drzewie. I nie wyjdą przez całe nasze spotkanie, za dużo dzieje się w trawie, za dużo porzeczek do obskubania, za dużo siostrzanych sekretów do obgadania. Sezon owocowy w pełni!

ROD, w moim przypadku to wspomnienie dzieciństwa i ogródki (już nieistniejące) na Ochocie. A u ciebie? Skąd pomysł na zielony azyl w mieście?

U mnie to był czysty przypadek. Staliśmy się właścicielami działki z dnia na dzień. Oczywiście kojarzyłam ogródki działkowe z dzieciństwa, ale jakoś nikt z bliskich znajomych takiego nie miał, i teraz wiem, że sporo mnie ominęło. Teraz nadrabiam! To jest genialna opcja – mieć swój kawałek zieleni, ogródka praktycznie w samym środku miasta. 

Podpowiedz, jak takiego ogródka szukać? Znajomi, poczta pantoflowa, olx, ogłoszenia na furtce?

Totalnie poczta pantoflowa. Oczywiście pojawiają się czasem ogłoszenia online, ale znikają bardzo szybko, bo działeczki przeżywają swój renesans. Najlepiej pójść do samego źródła czyli do prezesa danych ogródków działkowych, do sąsiadów, i pytać. Polecam weekend, wtedy zazwyczaj ogródkowe furtki są otwarte i można pozwiedzać i wybadać, co, gdzie i jak. Mam nawet namiar na jeden wolny ogródek…

Co tobie, dziewczynie z miasta, wręcz z serca miasta, daje ten kawałek zieleni?

Właśnie, to jest kawałek zieleni, a daje niesamowity spokój i odpoczynek. Przekraczając furtkę ogródków działkowych, przenosimy się trochę do innego świata i to już sprawia takie wrażenie, jakbyśmy byli gdzieś na wakacjach, nad jeziorem czy na wsi. Jest megaklimat, są starsze panie z olbrzymimi słomkowymi kapeluszami i codziennie pielą swoje idealne grządki, gdzieś latają dzieciaki i wspinają się u sąsiadów po placu zabaw zrobionym z europalet, za płotkiem unosi się zapach grilla, bo jak co niedziela rodzina wpada na obiad. Ale przede wszystkim ta zieleń ma moc! A im jestem starsza, tym bardziej ją doceniam. 

Spędzanie czasu na działce wpisuje się w eko, świadomy nurt życia. Masz czas na slow life? A może polega on właśnie na takich małych chwilach? Zamiast budować dom za miastem…

Dokładnie! Myślę, że jest to idealny mały krok do tego, żeby na co dzień i świadomie obcować z naturą, roślinami. To też jest super dla dzieci, które widzą, że z tych małych ziarenek naprawdę wyrosły nam rzodkiewki czy fasola. A do tego trafiła nam się fajna działeczka z krzakami porzeczki i agrestu. Jest też jabłoń, która w tym roku ma jabłka, jest śliwa i grusza, ale totalnie robaczywe i nie wiem, co z tym fantem począć. Nie chcę żadnej chemii, bo wiem, że nie tędy droga, więc chętnie przyjmę dobre rady od innych ogrodników. 

A wracając do pytania, to oczywiście, że nie mam czasu na slow life przy trójce dzieci i pracy, ale wystarczy, że przekroczę próg działki i trochę dzieje się magia. Bo nagle okazuje się, że mam chwilę, żeby wszystko podlać, tu przechodząc przy okazji wyrwę parę chwastów czy rozłożę kocyk na trawie i mamy piknik. Wiadomo, że tych działkowych prac do wykonania jest całe mnóstwo, ale cieszę się, że udaje nam się ogarnąć chociaż takie minimum. 

Działka jest bardzo zero waste. Opowiedz o innych małych krokach eko. Jakie są twoje patenty?

Działka zdecydowanie jest zero waste. Jeśli wiem, że będę jechać na nią po południu, to śmieci bio zabieram do kompostownika – prowadzenie własnego to obowiązek każdego działkowca.

A na co dzień od ponad dwóch lat nie kupuję wody, pijemy tę z kranu – mamy filtr, ale kranówka w Warszawie jest naprawdę w porządku. Bardzo ograniczamy spożywanie mięsa, kupuję tylko ryby raz na tydzień. Skoro jesteśmy przy kupowaniu, to staram się mieć zawsze przy sobie swoje siatki, a nawet specjalne woreczki na owoce, warzywa i chleb, żeby uniknąć tych okropnych małych foliówek. A na zakupach nie szaleję, wolę kupić produkty na 3, 4 dni, niż na tydzień z hakiem z góry, bo wiem, że mogę nie mieć danego dnia czasu na gotowanie czy zapomnieć, że w lodówce pod workiem sałaty czekają na mnie brokuły. I ja w ogóle nie jestem taką mamą, co ma zawsze nagotowany gar zupy czy, mimo tego, że dziecko ma obiad w szkole czy przedszkolu, robi drugi, bo może nie zjadło, bo szkolny obiad nie smakował… Gotuję mało i wychodzę z założenia, że zawsze mogę na szybko przygotować coś innego. Ale myślę o jakości produktów, ich pochodzeniu – znaczek bio czy eko na produkcie nie jest bez znaczenia.

Przyznaję się: nie jestem mistrzem planowania posiłków i list zakupowych, ale wiem, co moje dzieci lubią, i kupuję produkty z myślą o konkretnych daniach. No i nauczyłam się wykorzystywać resztki z poprzedniego dnia!

Jak uwrażliwiasz dzieci na kwestie ekologii?

Tutaj nie ma się co oszukiwać – przykład idzie z góry. I możemy naszym dzieciom zafundować dziesiątki edukacyjnych filmów czy książek, ale jak my sami dalej będziemy pić wodę z jednorazowych plastikowych butelek, to nie mamy co liczyć na to, że na przykład w sklepie dziecko dokona innego wyboru. My sami musimy zacząć działać i zarażać tym nasze dzieci. U mnie dziewczyny doskonale wiedzą, jak segregować śmieci, bo bardzo tego pilnowałam, a teraz jest to dla nich naturalne. Nawet dwuletni Roman ostatnio wrzucił coś platikowego do dobrego worka w koszu i będę się trzymać tego, że to nie był przypadek. Więc działajmy razem, na początek niech to będą trzy małe rzeczy, ale trzymajmy się ich konsekwentnie. Widzę też po moich dzieciach, że działka i kontakt z przyrodą uwrażliwiły je na wiele ekologicznych i ważnych kwestii.

Nieśmiałe próby ogrodnictwa w wielkim mieście. Co się udało w tym roku?

Tak, jest miniwarzywniak. To był totalny eksperyment, a okazuje się, że to jest megaproste, że to rośnie samo! Czekam na marchewki i na cebulę. Na rzodkiewce spektakularnie poległam, nie miałam jej kiedy zebrać, przerosła i zrobiła się zdrewniała. A hitem jest fasola, która rośnie jak dzika i wygląda bardzo dobrze. Są też wspomniane owocowe krzaczki, ale to nie moja zasługa, chociaż podlewałam. Myślę, że w przyszłym roku bardziej zaszaleję i warzywniak będzie się rozrastał.

Będzie fasolka na kolacje?

Oczywiście! Z ziemniakami, parmezanem i jajkiem sadzonym, pycha!

Smacznego!

*

To ostatnie spotkanie łączące letnie kadry, wakacyjne smaki, rozmowy o ekologii i gotowaniu. Był piknik w mieście z dużą gromadką na pokładzie, wiejska sielanka Moniki i Adeliny, kuchenne eksploracje z Gosią i jej córkami oraz relaks w hamaku na działce. Lato można odmieniać przez wiele przypadków, warto je smakować, póki trwa. A was odsyłam do nowej linii Herbapol BIO, która zamyka esencję owocowych smaków. Maliny, aronie, truskawki czy czarne porzeczki pochodzą z certyfikowanych, ekologicznych upraw. Liczy się prosty skład i jakość, bo natury poprawiać nie trzeba! Czas na popołudniową herbatę z BIO syropem z aronii!

 

Materiał przygotowany w ramach współpracy z marką Herbapol.