Znaleziono 0 artykułów
21.05.2020

Laverne Cox: Wiem, jak to jest, kiedy ciało cię nie reprezentuje

21.05.2020
Laverne Cox (Fot. Materiały prasowe Lifetime)

Laverne Cox amerykańska aktorka filmowa i prowadząca program „Glam Masters: Mistrzowie makijażu” doświadczyła w życiu podwójnego wykluczenia: jako osoba czarna i trans. W wywiadzie dla Vogue.pl mówi, co to znaczy, czuć się odrzucanym przez wszystkich za to, jaki jesteś.

W programie „Glam Masters: Mistrzowie makijażu” stajesz naprzeciwko ludzi, którym marzy się kariera makijażystów. Jesteś osobą, która musi im powiedzieć w twarz, że nie są na to jeszcze gotowi. Jakie to uczucie?

Niczym nie różnię się od widzów naszego programu i z wieloma uczestnikami wiążę się emocjonalnie, kibicuję im. W zeszłym tygodniu, kiedy kręciliśmy siódmy odcinek, każdy z jurorów zareagował bardzo emocjonalnie. Płakaliśmy, kiedy musieliśmy wyeliminować zawodniczkę. Tak bardzo chciała zostać w programie, który pomyślany jest tak, żeby zadziałał jak trampolina do kariery. Osoba, która wygra, nawiąże współpracę z Kim Kardashian West przy jej limitowanej kolekcji „KKW Beauty”. Bardzo trudno jest patrzeć w oczy osobie, której mówi się, że to nie jest jeszcze jej moment. Miałam wiele trudnych momentów.

Jury programu Glam Masters: Mistrzowie makijażu (Fot. Materiały prasowe Lifetime)

Opowiesz o nich?

Najtrudniejszy był dla mnie czwarty odcinek, w którym o finał walczyły dwie uczestniczki. Obie były wyjątkowo zdolne i miały niesamowite historie. Doskonale rozumiały, że za makijażem kryje się historia, a nie tylko prosty komunikat czy chwilowy efekt szoku. Bardzo się z nimi związałam. Kiedy uczestniczki wykonywały drugie zadanie w programie, jedna z nich znokautowała mnie. Zrobiła makijaż będący odpowiedzią na śmierć ojca, który nie mógł zobaczyć, jaką kobietą się stała. Uczestniczka była transpłciowa, jej ojciec zmarł, zanim przeszła korektę płci. Jej opowieść przeszywała, doskonale korespondowała z makijażem, który wykonała. Jednak gremialnie uznaliśmy, że jej konkurentka wykonała lepszą pracę, bardziej detalicznie podeszła do zadania i to ona przeszła do finału. W naszym programie nie ma punktów za pochodzenie, a jedynie za ostateczny efekt pracy.

Fot. Materiały prasowe Lifetime

Czy sama usłyszałaś kiedyś, że nie jesteś jeszcze gotowa, żeby spełnić swoje marzenia?

Mój boże, nie zliczyłabym tego! Jestem aktorką, która wiele razy nie dostała roli i płakała z tego powodu w poduszkę. Doskonale pamiętam też, kiedy byłam uczestniczką reality-show „Chcę pracować dla Diddy’ego”. To było dziesięć lat temu. Odpadłam po szóstym odcinku i to było dla mnie straszne. Ale koniec końców wyszło mi to na dobre, więc wiem, że uczestnicy, którzy muszą pożegnać się z „Glam Masters…”, ostatecznie zyskują siłę.

W tej branży trzeba mieć naprawdę twardy tyłek. Wiem, co mówię, bo nawet mój własny program „TRANSform Me” z 2010 roku, w który wierzyłam tak bardzo, okazał się porażką. Nikt go nie oglądał! Nikt! Byłam kompletnie załamana. Nie spodobał się nawet społeczności trans, do której był przede wszystkim adresowany. Musiałam się pozbierać i zastanowić się nad kolejnym krokiem.

Laverne Cox (Fot. Materiały prasowe Lifetime

Dlaczego społeczność trans odrzuciła program?

Niektóre osoby uważały, że sprowadza tożsamość trans do fryzury i makijażu. W komentarzach zarzucano mi, że robię powierzchowne show. Sama nigdy tak nie uważałam. Dla mnie bycie trans oznacza pozwolić innym zobaczyć przez to, jak wyglądamy na zewnątrz, nasze wnętrze. Uważam, że to nie jest wyłącznie domena ludzi trans, ale każdego, kto nie czuje, że pasuje do otoczenia. Wystarczy tylko włożyć w to trochę pracy. Niestety, społeczność trans nie odebrała tego w ten sposób. Dzisiaj to rozumiem i doceniam konstruktywną krytykę.

Właśnie tak definiujesz makijaż, jako przepustkę dla pokazania się naszego wnętrza?

Zaczęłam się malować w liceum, kiedy tak bardzo uwierało mnie, że ludzie, którzy na mnie patrzą, myślą, że wiedzą, kim jestem. Nie wiedzieli! Jestem osobą transpłciową i doskonale wiem, co znaczy, kiedy ciało, które reprezentuje cię na zewnątrz, nie koresponduje z tym, kim czujesz się w środku. Makijaż był dla mnie wybawieniem. Stał się nie tylko formą ekspresji, ale też sposobem przejęcia kontroli nad sobą. Stał się dla mnie zbroją. Ale i pułapką.

Dlaczego?

Laverne Cox i Mario Dedivanovic (Fot. Materiały prasowe Lifetime)

Nie potrafiłam wyjść bez niego na ulicę. Mieszkałam w Nowym Jorku, a mimo to niemal codziennie byłam nękana z powodu mojej seksualności. Makijaż stał się dla mnie kokonem, który ochraniał mnie przed tymi nieprzyjemnościami. Zabawne w tym wszystkim jest to, że przeszłam w tym czasie ze skrajności w skrajność, bo na pierwszą randkę w życiu poszłam nie umalowana. W moim rozumieniu makijaż był zarezerwowany dla bogatych kobiet. Był częścią identyfikacji klasowej i płciowej. Na szczęście po czasach, gdy tak myślałam nic już nie zostało! (śmiech)

Dziś lubię siebie dużo bardziej niż kiedyś i myślę, że najważniejsze jest robić wszystko, by się czuć dobrze samemu ze sobą. Makijaż jest świetnym narzędziem do wyrażania siebie i bycia kreatywnym, ale powinien być zabawą, pewną grą ze społeczeństwem, jego oczekiwaniami i regułami.

Laverne Cox (Fot. Materiały prasowe Lifetime)

Malujesz się, gdy jesteś sama?

Kiedyś malowałam się dla siebie, nawet jeśli w ogóle nie wychodziłam z domu. Teraz już tak nie robię. Dziś, kiedy makijaż jest istotną częścią mojej pracy, lubię od niego odpocząć. Chociaż w niedzielę wielkanocną, gdy spędzałam czas z moim chłopakiem i jego rodzicami, zrobiłam sobie naprawdę kapitalny makijaż. Był dostosowany do okazji. Nie próbowałam za jego pomocą nikogo przed nimi udawać, tylko podkreślić to, jaka jestem naprawdę. A już na pewno nie zrobiłam go dlatego, że jestem kobietą i powinnam ładnie wyglądać.

Muszę ci się przyznać, że kiedy oglądałem „Glam Masters…”, byłem zaskoczony, jak wielu jest mężczyzn wśród uczestników. W mojej głowie wciąż pokutował stereotyp, że makijaż to domena kobiet, o którym wspomniałaś.

To, co próbujemy robić z pomocą tego programu, to pokazać, jak zróżnicowany jest świat makijażu. Nie mogę się nadziwić, że w dobie tak łatwego dostępu do informacji świat wciąż pełen jest stereotypów. Przecież wystarczy spojrzeć na to, jak wielu artystów, blogerów, youtuberów czy instagramoców jest zróżnicowanych pod kątem płci, seksualności i rasy, a działają w najróżniejszych branżach. Mimo to ludzie wciąż chcą wierzyć, że żyjemy w świecie, w którym istnieją role społeczne i zawody zarezerwowane wyłącznie dla kobiet, albo wyłącznie dla mężczyzn.

Uważam, że przed nami jako społeczeństwem wciąż jeszcze jest mnóstwo do zrobienia, bo dyskryminacja ze względu na płeć, pochodzenie i orientację wciąż jest faktem.

Jestem dumna z tego, co powiedziałeś. Cieszę się, że mogłeś się przekonać, jak to jest z makijażystami i wizażystami. Powiem więcej – uważam, że gdybyśmy pokazali wyłącznie kobiety, nikt by tego programu nie kupił, bo ludzie od razu wyczuliby brak autentyczności.

Laverne Cox (Fot. Gilbert Carrasquillo, Getty Images)

Czy brak autentyczności nie jest jednak domeną telewizji?

Przez lata rzeczywiście tak było. Dzisiaj to się zmienia dzięki internetowi, w którym różnorodność stała się fundamentem. Podstawowa różnica polega na tym, że w telewizji muszą odkryć cię decydenci, a w internecie musi odkryć cię publiczność. A skoro chce cię publiczność, to znaczy, że jesteś atrakcyjny. Dlatego w ostatnich latach nastąpił taki wysyp osobowości różnej płci, o różnym kolorze skóry i orientacji. Mężczyźni wreszcie przestali dominować w tej branży.

Laverne Cox (Fot. Gregg DeGuire, Getty Images)

Te zmiany niestety zagrały na innej strunie: odbiły się na poczuciu pewności siebie ludzi, którym wydawało się, że problemy mniejszości ich nie dotyczą. Teraz próbują ze zdwojoną siłą walczyć o status quo: nazywają ludzi różnych od siebie groźnymi, nienormalnymi, atakującymi.

Ale dzięki tym zmianom amerykańska telewizja nie może dłużej udawać, że USA są krajem białym i heteroseksualnym. Internet stał się platformą, dzięki której mogliśmy zebrać doświadczenia prześladowanych ludzi trans, czarnych nękanych przez policję czy kobiet, którym odbiera się prawo do decydowania o swoim ciele. I z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że świat zmienia się na lepsze.

Jako osoba, która sama masz takie doświadczenia, czujesz odpowiedzialność i masz potrzebę wykorzystania swojej pozycji do walki z takim stanem rzeczy?

Doświadczyłam w życiu podwójnego wykluczenia: jako osoba czarna i trans. Wiem, co to znaczy, kiedy czujesz się odrzucany przez wszystkich za to, jaki jesteś. Chcę dotrzeć do jak największej liczby ludzi takich jak ja i wyciągnąć do nich pomocną dłoń. Nawet nie wiesz, jak się we mnie zagotowało, kiedy usłyszałam doniesienia, że w jednym z miast Ameryki wojsko pilnowało wstępu do publicznych toalet, bo kobiety skarżyły się, że z damskiej toalety korzystały osoby trans.

Ale nie chcę faworyzować jednej grupy tylko dlatego, że sama się z niej wywodzę. Wiem, że dziś najbardziej potrzebującymi pomocy są niepełnosprawni, którym odmawia się prawa do seksualności i samostanowienia, i ludzie biedni, którzy z powodu wykluczenia ekonomicznego tracą szansę na realizowanie się.

Dlatego jestem szczęśliwa, że w „Glam Masters…” uczestniczy nie podlegają żadnej formie wykluczenia. Niektórym wydaje się, że makijaż to zabawa dla bogatych dzieciaków. To bzdura. To nie zasobność ani pochodzenie decydują o talencie. Nawet jeśli krytycy programu mówią co innego.

Dostaje ci się od nich?

Cały czas wypisują wredne, pełne nienawiści, transfobii i rasizmu komentarze. Przyzwyczaiłam się już do tego. Nauczyłam się je ignorować. Na dziś Laverne Cox ma się dobrze i pracuje nad otwarciem jeszcze wielu drzwi, które świat próbuje przed nią trzymać zamknięte. To tylko kwestia czasu, kiedy to się zmieni. Bo nie zamierzam odpuścić.

 

Artur Zaborski
Proszę czekać..
Zamknij